środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 1

Dr. Andrew Harrison siedział przy swoim biurku, wysłuchując rodziców, szukających pomocy dla ich dziecka. Gabinet prezentował się nienagannie. Ściany pokryte były panelem z ciemnego drewna, dzięki czemu pomieszczenie wydawało się być ciepłe i gościnne. Za mężczyzną stało parometrowez okno, z którego rozlegała się panorama pięknego szpitalnego ogrodu. Harrison uwielbiał tamto miejsce. Zawsze, gdy miał chwilę wolnego, przechadzał się tamtejszymi dróżkami. Każdy krzew był równo przycięty, trawa przystrzyżona, a kwiaty barwne. Naprzeciw ordynatora biurka stała brązowa, skórzana kanapa, na której w tamtym momencie siedziała para dorosłych. Obydwoje byli po czterdziestce. Kobieta miała ciemne, wiśniowe krótko przystrzyżone włosy, a mężczyzna duże szmaragdowe oczy. Rodzina była zamożna, co wskazywała na to droga, bordowa marynarka od Pucci’ ego, która prezentowała się nienagannie na kobiecie, oraz garnitur od Laroche, który miał na sobie jej mąż.
-Rozumiem, że potrzebujecie stałej opieki nad państwa synem. Nasz szpital zapewnia całodobową opiekę, trzy posiłki dziennie o wyznaczonych porach, codzienne terapie grupowe czy też indywidualne, spotkania z psychologami, psychoterapeutami i psychiatrami. Podczas czasu wolnego pacjenci mają prawo przebywać na sali rekreacyjnej oraz odwiedzać tutejszy park, jednakże tylko i wyłącznie pod nadzorem sióstr i sanitariuszy.
Małżeństwo spojrzało na siebie i jednocześnie skinęli głowami.
-A, czy stosują państwo, tutaj jakieś metody karne?
-Szanowna pani, nasza klinika nie stosuje jakichkolwiek kar. Personel jest wyrozumiały i stara się zapewnić jak najlepsze warunki dla naszych pacjentów… Może przejdziemy do obejrzenia placówki?
-Z chęcią – odpowiedział mężczyzna.
-Szpital dla wariatów w Athens został zaprojektowany przez Leviego Scofielda. Budowę rozpoczęto w tysiąc osiemset sześćdziesiątym ósmym roku, a skończono w tysiąc osiemset siedemdziesiątym czwartym. Już w siedemdziesiątym czwartym roku rozpoczął swoją działalność. Po otwarciu leczyliśmy około dwustu pacjentów, lecz w kolejnych następnych latach liczba rosła w zastraszającym tempie. Już w na początku dwudziestego wieku liczba przekraczała dwa tysiące. – Andrew wraz z rodziną z sali gimnastycznej przeszli do stołówki. Stołówka była spora. Po lewej stronie znajdował się „kącik” dla osób z zaburzeniami odżywiania, a po środku rozciągał się duży stół. Na bokach umieszczone były stoliki cztero-dwu osobowe. Nagle po korytarzu rozbiegł się przeraźliwy krzyk jednego z pacjentów.
-Dlaczego ktoś krzyczy? – spytała przestraszona kobieta.
-Niektórzy z pacjentów borykają się z pewnymi lękami, więc pewnie, któryś z nich się czegoś wystraszył – zapewniał ordynator.
-Brzmi jakbyś ktoś go torturował…
-Proszę się nie martwić, jak już mówiłem, traktujemy chorych z należytym szacunkiem. Powracając… Placówka mieści pięćset czterdzieści cztery sale dla chorych, a na terenie posiadamy sklep, ogród, farmę, szklarnie, ciepłownie oraz pole uprawne
-No to nieźle się zagospodarowaliście – zażartował mężczyzna.
-Jest to jeden z najbardziej polecanych szpitali dla obłąkanych, więc o takie szczegóły musimy zadbać. – Andrew powiedział to tak, jakby ten żart miał go w jakikolwiek sposób urazić, dlatego też dyplomatycznie dał do zrozumienia, że takie dowcipy nie przystają na takie okoliczności.
Po zakończeniu zwiedzania kuchni małżeństwo wraz z Harrisonem udali się do głównego wyjścia. To, natomiast było szaro-bure z kręconymi schodami po środku. Na każdej ze ścian znajdowały się drzwi prowadzące do różnych pomieszczeń oraz obrazy ukazujące mało istotne rzeczy.
-I, co państwo myślicie?
-Wydaje nam się, że to będzie idealne miejsce dla naszego Jimmy’ego.
***
W całym szpitalu huczało od plotek dotyczących nowego pacjenta. Kiedy dowiedziano się, kto tu miał trafić, panowała kompletnie inna atmosfera. Każdy z przerażaniem, a za razem z zapartym tchem wyczekiwał nadejścia chorego. W całej historii szpitala nie było takiego przypadku, aby tak nagłośniona publicznie osoba tutaj trafiła. Andrew trochę niepokoił się tą sprawą, gdyż bał się, że reporterzy będą węszyć głębiej, a nie chciał, aby ktoś z zewnątrz zobaczył to, co się tu działo. Dzisiejszego dnia miał przyjechać prosto z sądu skazaniec, dlatego też gromada dziennikarzy zaczęła się zbierać pod budynkiem, a w środku panował harmider. Sanitariusze kazali pozostać chorym w swoich pokojach, więc na korytarzach, na stołówce i sali gimnastycznej nie było ani jednej żywej duszy. Wszyscy, jak mogło się zdawać, byli przygotowani na powitanie gościa.
Po dwóch godzinach nowy pacjent przyjechał pod szpital radiowozem policyjnym. Tłum dziennikarzy zebrał się wokół pojazdu, niecierpliwie czekając, aż oskarżony wyjdzie. Gdy drzwiczki się otworzyły z samochodu wyszła szczupła, wysoka brunetka o brązowych oczach.
-Alison! Alison, co masz do powiedzenia w sprawie morderstwa? – dociekali reporterzy.
Kobieta usiłowała nic nie mówić, chociaż miała ochotę wywrzeszczeć, że całej sprawie winny jest jej mąż. Szła ze spuszczoną głową, oczami pełnymi łez w stronę budynku. Czuła się upokorzona. Chciała stamtąd uciec i zapaść się pod ziemie.  Co chwilę oślepiał ją blask fleszy, a kiedy stanęła na podeście, ujrzała przed sobą wysokiego, lekko siwego ordynatora z dwójką sanitariuszy na czele.
-Witamy panią, Alison Jensen, w szpitalu psychiatrycznym Azyl dla wariatów w Athens – powiedział Andrew z uśmiechem na twarz. Dwóch potężnych mężczyzn chwyciło za ramiona Alison, po czym udali się do gabinetu ordynatora. Po drodze kobieta zauważyła jak jakiś schorowany starzec uderza głową o ścianę. Ten widok wywoływał na jej ciele nieprzyjemne dreszcze. Słyszała kiedyś różne dziwaczne pogłoski na temat psychiatryków, ale większość uważała za zwykłe wymysły. W tamtej chwili obawiała się, że plotki okażą się jednak prawdą.
-Od dzisiaj panno Alison Jensen, będzie pani, znana, jako pacjentka numer jeden dziewięć, dziewięć, dziewięć – powiedział Harrison, siadając na fotelu.
Alison nie ukrywała swojego zdziwienia. Nie dość, że denerwowało ja to, w jaki sposób zwracał się do niej ordynator, to na dodatek jeszcze poinformował ją, o tym jak będzie się nazywać, nie pytając ją w ogóle o zdanie. Czuła się niczym więzień obozu koncentracyjnego, któremu wpierw przydzielano numer obozowy, a potem tatuowano na ciele.
-Jak to? – wypaliła.
-Takie są reguły. Tutaj mam dla pani dokument do podpisania. – Podał do jej rąk papier. Tekst, który tam się znajdował był zapisany małą czcionką i rozciągał się na dwie strony. – Proszę to podpisać. TERAZ.
Alison zastanawiało, co kryło się w tych papierach, że ordynator nawet nie chciał dać jej, ich do przeczytania.
-Może jednak najpierw powinnam się zapoznać z tym, co tu pisze? – zarzuciła brunetka. Zawsze uważała na to, co podpisywała, żeby potem nie mieć z tego nieprzyjemności. Czuła się jakby miała zaraz podpisać pakt z diabłem. Patrząc na wyraz twarzy mężczyzny wiedziała, że nie ma nic dogadania, a więc z wielką trudnością podpisała dokument.
-Od jutra rozpocznie pani terapię
-Ja nie potrzebuję terapii! Jestem zdrowa! – krzyczała bezradnie Alison.
-Gdyby pani, była zdrowa to nie trafiłaby pani tutaj.
Dziewczynę wypowiedziane słowa zamurowały. Nie wiedziała jak ma na to odpowiedzieć. Może jednak serio jest ze mną coś nie tak, myślała. Nie uważała siebie za chorej, nigdy nie miała żadnych problemów psychicznych. Była zdrowa i szczęśliwa.
-Oni mnie wrobili! – broniła się.
-Każdy nowy tutaj tak mówi. – Puścił w jej stronę oczko, po czym zawołał pielęgniarki.
Razem z dwiema siostrami zakonnymi i sanitariuszami została zaprowadzona do pomieszczenia, w którym musiała pozbyć się swoich ubrań i wszystkich przedmiotów, które miała przy sobie. Kiedy naga stała przed lustrem zobaczyła całą siebie w rozsypce. Ciemne brązowe włosy były spięte w niechlujną kitkę, czekoladowe oczy były pełne łez, a długie, szczupłe dłonie trzęsły się tak, gdyby przechodził przez nią prąd. Jedna z sióstr podała do jej rąk błękitną, sięgającą do kolan koszulę. Na rękę założono opaskę z numerem 1999. Prawie jak w obozie, pomyślała.
Gdy Alison była przygotowana, odprowadzono ją do jej nowego pokoju. Było jeszcze gorzej niż jak słyszała w opowiadaniach. Drzwi bez klamek otwierane byłe za pomocą dziwnego klucza po zewnętrznej stronie. Wiele razy słyszała o oknach z kratami, a ona nawet tego nie miała! Zero jakiegokolwiek kontaktu z cywilizacją! Ściany wraz z podłogą nie były w jakikolwiek sposób urządzone, po prostu ktoś wylał beton i szpachlą go wyrównał. Na środku, dosyć małego pokoju znajdowało się łóżko jednoosobowe. Po bokach zamontowane były pasy, które w razie jakichkolwiek problemów miały unieruchomić chorego. Pościel wydawała się być świeża i w porównaniu do materaca, wyglądała na nieużywaną. Nad łóżkiem wisiał krzyż. Widać było, że niejednokrotnie miał styczność z ludzkimi rękoma. Najbardziej, co Alison przeraziło to napis, który ujrzała na ścianie. Prawdopodobnie wyryty był paznokciami, a brzmiał: „Pomóż mi.”
-Boże mniej mnie w swej opiece – powiedziała do siebie.

11 komentarzy:

  1. Genialne opowiadanie,obserwuje i bede reguralnie na niego wchodziła.Prosze napiszesz dzis jeszcze notke?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj niestety nie :( Ale postaramy się wstawić w poniedziałek albo we wtorek :)

      Usuń
  2. Pięknie piszesz :) Masz talent i tak jak moja poprzedniczka obserwuje i mam zamiar wchodzić regularnie. Zapraszam do siebie, może Ci się spodoba, a nawet doda weny ... :)
    http://pomiedzy-stronami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz rozdziały! Jeśli mogłabyś mnie jakoś informować o rozdziałach to byłabym Ci bardzo wdzięczna!
    Ask.fm - Dula245
    Twitter -Dusia2405
    Bardzo proszę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś niesamowitego. Czekam na następny rozdział. ♥ Obserwuje =).

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy blog :) zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super-Super rozdział, masakryczny ma ten pokój ;) czekam na next <3 Mam nadzieję że pojawi się niedługo =D

    OdpowiedzUsuń
  7. Smutne, z dreszczykiem... Bardzo wciąga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Obserwuje, wyraźnie wzorowane na AHS Asylum, ale co tam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca wzorowany jest na AHS, bardziej bym powiedziała, że jest wzorowany na prawdziwej historii szpitala psychiatrycznego "The Ridges", z której najprawdopodobniej AHS również brało wzór. Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Kocham to! Informujcie mnie o nowych rozdziałach :D
    http://ask.fm/nati310599

    OdpowiedzUsuń