niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 3




25 września 1964 roku
Udało mi się przemycić kartkę papieru i ołówek. Muszę być ostrożna, bo gdyby ktoś zauważył przy mnie te rzeczy, uwięziłby mnie w kaftanie bezpieczeństwa.
Boję się zasnąć, bo jak zasypiam, śni mi się Michael próbujący mnie zabić. Każdej nocy budzę się z krzykiem, zlana potem. Jestem tu nikim. Nikt mnie nie traktuje poważnie, nie mam własnego zdania i boję się, że nagle ktoś powie, że robię coś źle i będą mnie torturować. Niedawno przyprowadzono do celi obok młodego chłopaka. Praktycznie nie wychodzi z pokoju, często powtarza, że życie nie ma sensu i chce się zabić. Słyszałam, że zamknięto go w szpitalu, gdyż próbował popełnić samobójstwo. Musi mieć depresję. Współczuję jemu jak i jego rodzicom. Moja ciotka chorowała na tą chorobę, ale jej się udało odebrać sobie życie.
Ostatnio po mojej bójce z Katie zbliżyłyśmy się do siebie. Dowiedziałam się, że również jak ja została niesłusznie zamknięta. Trzy lata temu razem z dwiema koleżankami wywoływała duchy i od tamtego momentu zjawa nie dawała jej spokoju. Rodzina uznała ją za chorą i postanowiła zamknąć w Azylu. Wiele razy próbowała przekonać lekarzy, że potrzebna jest jej jedynie pomoc egzorcysty. Odpowiedzią na jej prośby były drwiny. W sumie nigdy nie wierzyłam w duchy, ale czułam, że mówiła prawdę. Po za tym rozumiałyśmy się bez słów. Rodzina się jej wyparła, tak jak mnie mój mąż…


Kiedy odłożyłam kartkę pod materac, niespodziewanie do mojej celi wszedł ordynator. Ciekawe, jakie miał ku temu powody? Usiadł obok mnie i zaczął mówić:
-Dlaczego pani, to zrobiła?
Byłam zaskoczona nagłym pytaniem doktora Andrew.
-Jest pani u nas już pięć dni – ciągnął – i wypadałoby, aby pani zachowywała się tak jak powinna
-Nie rozumiem, o co panu chodzi. – Naprawdę nie wiedziałam, czego tak ten mężczyzna się uczepił. Nic złego nie robiłam. Wykonywałam polecenia pielęgniarek, czy też sanitariuszy, chodziłam na terapie (pomijając fakt, że byłam tam tylko fizycznie, nie psychicznie). Może tego się uczepił? Że nie pracuję nad sobą?
-Pani doskonale wie, o co chodzi. Poprzez pani agresywne zachowanie, panna Katie Uptonier została poddana zabiegowi elektrowstrząsowym. Jako, iż pani jest nową pacjentką, odpuściliśmy pani, lecz następnym razem niech pani ma się na baczności
-Pan mi grozi?
-Czasami jedynie, to nas was działa.
Nie chciałam dalej wtajemniczać się w tą wypowiedź, chociaż była etycznie niestosowana. Skupiłam się na tym, co mi wtedy zarzucono.
-Chodziło panu o tamtą bójkę? – spytałam poirytowana.
-Tak, ale nie przyszedłem tu po to, aby dyskutować o tamtej sytuacji. Chciałbym porozmawiać z panią o morderstwie, którego pani dokonała na swoich przyjaciołach.
Już niczego nie rozumiałam.
-Ja ich nie zabiłam! – uniosłam się.
-Nie jesteśmy pewni czy na pewno pani jest niepoczytalną osobą, czy może coś innego odpowiada za pani czyny
-Proszę mnie zrozumieć, to Michael ich zabił!
-Toyoto! Harley! Proszę, abyście zabrali pannę Jensen na hydroterapię.

Bez żadnego wyjaśnienia sanitariusze chwycili mnie i zaprowadzili do jakiegoś pomieszczenia. Pokój był długi i prostokątny. Przy każdej ścianie znajdowały się wanny. Kazali mi się rozebrać i wejść do jednej z nich. Do wanny od góry przymocowany był materiał, pod którym miałam leżeć. Wchodząc do wody poczułam przenikający mróz. Miałam tam siedzieć przez dobre pół godziny, a już po pięciu minutach nie mogłam wytrzymać tego zimna. Naprzeciwko mnie znajdował się pewien chłopak. Miał krótkie, brązowe włosy, błękitno, wchodzące w odcień turkusowego oczy, a jego twarz była niesamowicie przystojna. Sprawiał wrażenie niewinnego jak i sympatycznego mężczyzny. Zastanawiało mnie to, z jakiego powodu został umieszczony w psychiatryku. W sumie tak jak patrzyłam na wszystkich, każdego z osobna historia mnie ciekawiła. Nie wyglądał na jakiegoś wariata, wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie ułożonego. Pomimo miejsca, w którym się znajdował, był naprawdę zadbany, co tutaj było wręcz niemożliwe. W szpitalu odbywały się kąpiele, ale tylko raz w tygodniu przypadała kąpiel na jednego pacjenta, a to, dlatego, że w szpitalu było znacznie dużo chorych i znacznie mało kabin prysznicowych.
-Coś się stało? – zapytał znienacka.
-Nie, nic. Po prostu zastanawiało mnie, co się takiego wydarzyło, że tu trafiłeś – wypaliłam.
-Moja rodzina miała pewne problemy z zaakceptowaniem mojego poglądu na świat, a ty?
-Nie wierzę, że nie słyszałeś o tym. Cały świat o tym trąbi. – W środku skarciłam się za te słowa, brzmiało to tak jakbym się chciała przechwalać.
-To ty, zamordowałaś tych ludzi? –Wytrzeszczył oczy.
-Tak, jakby
-A zrobiłaś to?
-Nie – odpowiedziałam.
-Czyli w takim razie zostałaś wrobiona?
-Tak, i to przez mojego własnego męża!
-Jak to się stało?
-Po prostu wrobił mnie w morderstwo. Powinni go usmażyć na krześle elektrycznym! – wydarłam się przez łzy.

Przez pozostałe dwadzieścia minut rozmawialiśmy o doktorze Lucjanie, który niejednokrotnie próbował przeprowadzić lobotomię na Davidzie. Jednakże Andrew Harrison uznał, że homoseksualistów nie powinno się poddawać takim zabiegom. Wpierw miał chodzić na terapie, spotkania z psychologami, a jeśli i to by nie poskutkowało, to dopiero wtedy postanowiliby dokonać zabiegu. Nie pojmowałam, dlaczego ludzie z inną orientacją byli uznawani za chorych! Przecież to tak jakby zamknąć człowieka w wariatkowie z wadą genetyczna, chociaż nie było to jego winą, że taki się urodził. David próbował mnie uspokoić, mówił, że takie są teraz czasy i nikt tego nie zmieni. W sumie nie wiedziałam, dlaczego aż tak bardzo się tym przejęłam, jednak wewnątrz mnie było mi go bardzo szkoda. Siedział tu już sześć lat i od tamtego czasu nikt z rodziny, czy znajomych nie zjawił się go odwiedzić. Ja miałam ponoć siedzieć tu do końca życia i również nie spodziewałam się jakiegoś zjazdu rodzinnego. Nikogo prócz Michaela nie miałam. Rodzice jak miałam osiemnaście lat, umarli w wyniku obrażeń spowodowanych wypadkiem samochodowych, byłam jedynaczką, a dalszej rodziny nie znałam. Jedynymi przyjaciółmi byli Isabel i Alex, lecz oni zostali zamordowani przez mojego męża. Zostałam sama i nikt nie mógł mnie oczyścić z zarzutów, które otrzymałam.

***

Siedziałam w ciszy w gabinecie razem z psychiatrą. Próbowałam się nie odzywać, gdyż stwierdziłam, że taka rozmowa nie miała sensu. Co by mi dało mówienie tego, co widziałam skoro uznaliby to tylko za brednie? Według mnie badania, które miały na celu zdiagnozować moją chorobę, w moim przypadku nie były potrzebne. Byłam zdrowa, zdawałam sobie z tego sprawę, tylko nie miałam pojęcia jak mogłabym im to wytłumaczyć. Chociaż z jednej strony, gdyby okazało się, że jestem w pełni zdrowa i nie mieliby dowód na to, że to nie ja byłam sprawcą morderstwa, to mogłoby się to skończyć egzekucją. Może jednak powinnam się zaaklimatyzować tutaj? W końcu były to moje pierwsze dni w szpitalu psychiatrycznym i nie byłam przyzwyczajona do takich warunków. Nigdy w życiu nie miałam takiej potrzeby, aby odwiedzać takie miejsce i nie wiedziałam, jakie reguły panowały w takich miejscach. Zaczęłam tłumaczyć się przed samą sobą, że jestem przewrażliwiona, po tym, co się stało w szpitalu i tak to wszystko odbierałam. Powinnam była się cieszyć, że zostałam skazana na taki wyrok, a nie inny.
-Będziesz siedziała tak cicho, do końca tej wizyty? – Wyrwała mnie z myśli pani Christine.
Nic nie odpowiedziałam, jedynie spojrzałam na nią z obojętnością. Miała burzę rudych loków, które dodawały jej uroku nimfy. Pomimo tego typu urody, nie miała twarzy pokrytej piegami. Była blada, a piwne oczy nadawały ciepła jej buzi.
-Tym sposobem nic nie zdziałamy. Jeśli zaczniesz mówić, tym szybciej postawimy diagnozę
-Skoro uznaliście mnie za niepoczytalną, to nie widzę potrzeby, wgłębiania się w ten temat
-Zaburzenia osobowości dyssocjalne nie spełniają wszystkich kryteriów w pani przypadku. Musimy prowadzić dalsze obserwacje i jeśli niczego nie znajdziemy prawdopodobnie zostanie pani skazana na śmierć.
Po wypowiedzianych słowach przez panią Perry, zaczęłam zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie mogłam pozwolić na to, aby uznali mnie za wariata, ale również nie pomogłoby mi twierdzenie, że jestem zdrowa. W tej chwili utknęłam między młotem, a kowadłem. Chciało mi się płakać, byłam kompletnie bezradna. Psychiatra obserwowała mnie bacznie, co chwilę zapisując coś w dzienniku. Musiałam wziąć się w garść. Skończyła się zabawa.

-Dobrze, będę mówić – oznajmiłam.
-Hm, dobrze. – Kobieta spojrzała na zegarek. – Jednak nasza dzisiejsza wizyta dobiega końca.
Podziękowałam Christine i w towarzystwie Toyoto i Harley’ a udałam się na salę gimnastyczną. Właśnie w tamtej chwili grupka pacjentów, zaczęła ustawiać się w dwuszeregu. Gdy zobaczyłam Katie postanowiłam za nią stanąć. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę smutnie uśmiechnięta. Przed nami stanął jeden z sanitariuszy.
-Witam chorusków! – uśmiechnął się szyderczo. – Nazywam się Jack Bond i będę prowadził lekcje wychowania fizycznego. A, więc dzisiaj pogramy w piłkę nożną! Ale wpierw przedstawię wam zasady. Zasada pierwsza: wszyscy się mnie słuchacie! Zasada druga: osoba opuszczająca moje zajęcia będzie surowo karana i zasada trzecia: podczas gry w piłkę nożną będziecie celowali do bramki, jeżeli ktoś z was nie trafi do wyznaczonego celu… to przekonacie się na własnej skórze, co was będzie czekać.
Nawet ludzi w więzieniach tak nie traktowano! Nie każdy urodził się świetnym sportowcem i teraz mielibyśmy być za to karani?
-To jest chore! – krzyknął ktoś z tyłu. Rozpoznałam go od razu, był to Jimmy, który przybył niedawno do szpitala. Po raz pierwszy widziałam chłopaka w miejscu, które nie było jego celą. Był znacznie wyższy ode mnie.
Parę osób się zaśmiało, a reszta obserwowała reakcję Bonda. Mężczyzna wyglądał na poirytowanego i jednemu z personelu kazał zabrać żartownisia. Wszyscy w zdumieniu patrzyli jak wyprowadzają chłopca z sali. Nie interesowało ich, to, że jego ręce były całe poharatane i kiedy kurczowo go za nie trzymali, jęczał z bólu.
-Ktoś jeszcze chce sobie pożartować? Nie? – Rozejrzał się po sali - No to zaczynamy.
Gwizdnął, po czym wszyscy ustawili się w kolejce. Pierwszy był rudowłosy chłopak, który wycelował w sam środek wyznaczonego pola. Następna byłam ja. W sporcie nie byłam najlepsza, miałam problemy z celnością. Tata często śmiał się, że mam zeza, a wtedy próbowałam mu udowodnić, że się mylił, co zazwyczaj kończyło się kopnięciem piłki w miejsca, które nie były planowane. W duchu zaczęłam się śmiać, ale gwizdek trenera przywrócił mnie do rzeczywistości. Biegłam w stronę piłki z myślą, że uda mi się po raz pierwszy trafić do bramki. Na moje nieszczęście kopiąc piłkę, wywróciłam się. Nagle podbiegł do mnie Jack, chwycił mnie za włosy i postawił do pionu. Niespodziewanie oberwałam w twarz, po czym ponownie upadłam na podłogę. Do akcji wkroczył David.
- Oszalał pa… - David nie skończył swojej wypowiedzi, gdyż trener zadał mu cios w twarz.
-David! – krzyknęła Katie, podbiegając do chłopaka.
Nagle drzwi od sali otworzyły się, a w nich stanął Andrew Harrison. Spojrzał na naszą trójkę, po czym wyprowadził nas z sali gimnastycznej. Ja, David i Katie mieliśmy odbyć poważną rozmowę z ordynatorem, którego każdy bał się, jak gdyby szedł na wyrok śmierci.

_____________________________________________________________________________ 
No to mamy 3 rozdział! :D Jesteśmy naprawdę bardzo wdzięczne wszystkim tym, którzy czytają i komentują naszego bloga! Naprawdę jest to dla nas bardzo ważne i mamy nadzieję, że będziecie z nami do końca! <33
Przypominam, że gdyby ktoś miał jakiekolwiek pytania albo chciałby być informowany o nowych rozdziałach, to serdecznie zapraszamy na naszego ASKA

4 komentarze:

  1. Super rozdział dziewczyny :D
    Kiedy w końcu będzie o tym cholernym apelu wybrańców!!! Matko ja tak czekałam na trzeci rozdział a tam ani słowa o tym !!! Nie no foch......:) Wiecie co mnie jeszcze śmieszy? To pierwsiejszy komentarz pod tym roozdziałkiem <3 Słodko:> A tak uogólniając, bardzo mi się podobało i serdecznie was pozdrawiam :*

    WENY, WENY I JESZCZE RAZ WENY WAM ŻYCZĘ <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. http://paradiseultra.blogspot.com/2014/05/la.html - nominacja do LA, dziewczyny! Jeżeli nie chcecie bawić się w to, po prostu zignorujcie. Świetnie piszecie! I oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ale macie wspaniały styl pisania..Wszystko jest takie spójne, zgodne i w ogóle. Na razie ocenię tylko styl, tematykę w kolejnym komentarzu....Muszę się cofnąć do pierwszego rozdziału, a właściwie prologu, żeby ogarnąć fabułę.
    Szablon również śliczny, fajny tu klimat..Wszystko idealnie do tego szpitalu psychiatrycznego.xd
    Będę wpadać.
    Zapraszam do mnie w wolnej chwili:
    cordragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj :)
    U mnie pojawił się rozdział dwudziesty trzeci.Zapraszam!
    Życzę udanej niedzieli :).
    Amy ;)

    [ http://melodie-serc.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń